Jak wszyscy wiedzą Azjatki są piękne a ich skóra promienna i bez skazy. Wpływa na to wiele czynników, pewnie głównym są geny ale myślę, że kosmetyki i dieta również odgrywają dużą rolę. W Tajlandii je się bardzo dużo owoców, a wiadomo, jak owoce to i witaminy. Ja z tego ciepłego raju przywiozłam kilka kosmetyków i o nich dzisiaj opowiem.
W Tajlandii, w każdym sklepie, nawet spożywczym (7eleven) znajdziemy przeróżne kosmetyki od tych pierwszego użytku, po balsamy, maseczki, azjatyckie odżywki do skóry.
Wyciąg ze ślimaka jest tam bardzo popularny i można go kupić, w każdej postaci. Ja zaopatrzyłam się w balsamy oraz maseczki. W drogerii Watsons trafiłam na promocje, przy zakupie jednego produktu drugi kupuję za 1 Bath.
Poniżej mamy balsam zakupiony, własnie na takiej promocji. Jestem z niego bardzo zadowolona. Mam bardzo suchą skórę na nogach a on dał jej rade i idealnie nawilżył. Czytałam, że jest również bardzo dobry na zmarszczki, jednakże ja jeszcze ich nie posiadam więc nie mogę się wypowiedzieć w tej kwestii. Na pewno wyrównuje koloryt skóry. Od opalania pojawiły mi się delikatne ciemniejsze plamki, balsam wyrównał mi kolor skóry.
Ta dam!
Uwielbiam te "mydełko" do twarzy! Ma konsystencje skondensowanego mleka. Jest delikatne ale skuteczne. Już po pierwszym użycia zauważyłam, że moja skóra jest oczyszczona i ku mojemu zdziwieniu nie przetłuszcza się tak, jak wcześniej.
Przyznaje, ten kosmetyk kupiłam ze względu na opakowanie.
Zauroczyło mnie pudełeczko a'la aloes.
Po kilku dniach opalania moja skóra na twarzy potrzebowała ratunku, ponieważ każdy krem ochronny przeciw słońcu był za słaby i wyglądałam, jak raczek.
Sięgnęłam po aloe vera drop i to był chyba najlepszy mój ratunkowy zakup.Pomogło!
Dodatkowo nawilżyło moją twarz, a kosmetyk przyjemnie pachnie.
Mój towarzysz podróży nie miał lekko ze mną.
Kupując bilety samolotowe do Tajlandii wiedziałam, że obkupię się w maseczki.
Kupiłam chyba zapas na kilka miesięcy, plus dla najbliższych mi kobitek. Maseczki kokosowe, w kształcie zwierzątek, z wyciągiem ze ślimaka, mleczne. Wszystko czego dusza zapragnie.
Według mnie kosmetyki azjatyckie to najlepsze, jakich dotychczas używałam. Żaden mnie nie zawiódł, a do tego cena jest tak niska, że grzech nie skorzystać.